Uprawa ogrodów w celu spełnienia marzeń: ogrody miejskie w Font Vert

Ronald Anderson 12-10-2023
Ronald Anderson

Jeśli dotarłeś tak daleko, aby przeczytać ostatni z moich 7 artykułów poświęconych synergicznemu ogrodowi, jasne jest, że w tobie wykiełkowało pragnienie nie tylko uprawy ogrodu warzywnego, ale także zasiania małej ekologicznej rewolucji. Pod koniec tej podróży czuję potrzebę podzielenia się z wami podróżą do miejsca, które bardziej niż inne nauczyło mnie czegoś o wartościdoświadczenie naturalnej uprawy dzisiaj, a przede wszystkim w kontekście miejskim, pokazując mi duszę tych ogrodów, które są przede wszystkim przestrzeniami do celebrowania ziemi i wszystkich jej stworzeń.

Zacząłem czuć, jak słońce pali moje czoło, gdy jechałem asfaltowymi ulicami dzielnicy Font-Vert, aglomeracji szarości i betonu na północnych przedmieściach Marsylii. Poczucie opuszczenia potęgowały brzydkie, wysokie domy komunalne, te ohydne bloki mieszkalne znane jako "HLM" ("HLM"). Mieszkania o obniżonym standardzie Do tego dochodzi niepokojący stan geograficznej izolacji dzielnicy, gwarantowany z jednej strony przez tory szybkiej kolei, a z drugiej przez autostradę. Pomiędzy nimi znajduje się duża francuska społeczność arabska, która zamieszkuje dzielnicę, która, szczerze mówiąc, bardziej przypomina getto, z kilkoma małymi sklepami spożywczymi i szkołą, niżjeszcze bardziej ograniczyć potrzeby i chęć mieszkańców do wychodzenia i spotykania się z innymi marsylczykami mieszkającymi w centrum.

Byłem w 13. dzielnicy, która wraz z 14. ma 150 000 mieszkańców i jest jednym z najbiedniejszych obszarów w całym kraju. INSEE (francuski instytut statystyczny) donosi, że 39% gospodarstw domowych znajduje się poniżej granicy ubóstwa, a stopa bezrobocia wynosi od 40 do 60%, co, jak można się spodziewać, pociąga za sobą wszystkie możliwe problemy społeczne, które często karmią się biedą i rozpaczą:Wysokie wskaźniki przestępczości, średnio dwadzieścia morderstw rocznie, kwitnący handel narkotykami i pełzający ekstremistyczny margines próbujący prozelityzować wśród młodych ludzi.

Przewodnikiem po Font-Vert był mój przyjaciel Ahmed, z którym ledwo mogłem porozumiewać się gestami dzięki mojemu bardzo kiepskiemu francuskiemu i jego zupełnie nieznanemu akcentowi. Spotkałem go kilka dni wcześniej w Marsylii, podczas europejskiego projektu wymiany poświęconego sile miejskiego rolnictwa. On, zawsze uśmiechnięty i trochę przebiegły, ogłosił z determinacją, żemiał coś do pokazania w miejscu, w którym mieszkał, w Font-Vert, niedaleko uroczego starego miasta Marsylii, w którym się znajdowaliśmy.

Tak więc byłem tam, spacerując po czymś, co miałem ochotę nazwać złym miejscem, w najgorętszych godzinach dnia i w jedyne wolne popołudnie, jakie miałem w Marsylii, które mogłem wykorzystać na odwiedzenie Calanques i miłe pływanie. Idąc za Ahmedem, natknęliśmy się na grupę dzieci, niewiele więcej niż dzieci. Ahmed odwrócił się i poprosił mnie, żebym na nich nie patrzył. Nie mogłem powiedzieć, czy to on.Musieli mieć najwyżej 12 lat, a po krótkiej dyskusji, podczas której Ahmed był zawsze uśmiechnięty i spokojny, powiedział mi, że wszystko jest w porządku, ale nie wolno nam robić zdjęć w tym obszarze. Zacząłem się zastanawiać: co do cholery tam robiłem?

Kiedy się nad tym zastanawiałem, drogę przecięła mi kura... tak, kura! Na środku utwardzonej drogi, między zaparkowanymi samochodami i domami komunalnymi! Zdałem sobie sprawę, że kura była w bardzo dobrym towarzystwie, otoczona dużą liczbą swoich rówieśników.

"Ale co oni tu robią?" zapytał nieco zaskoczony Ahmed.

"Umieściliśmy je tam dla jaj" - odpowiedział, jakby moje pytanie było całkowicie nieuzasadnione.

Po kilku krokach zauważyłem pierwsze z kilkunastu drzew oliwnych, nie wyższych niż dwa metry, które zajęte były robieniem sobie miejsca w asfalcie i przebijaniem się przez niego swoimi korzeniami. Ahmed wskazał mi je, uśmiechnięty i zadowolony, nie dodając ani słowa. To była również "ich" praca, przez co rozumie stowarzyszenie, któremu Ahmed przewodniczy i które ma siedzibę właśnie w Font-Vert: oferują usługi i pomoc rodzinom,Pracują nad poczuciem wspólnoty i solidarności, prowadzą przestrzeń dla dzieci z zajęciami edukacyjnymi i starają się trzymać dzieci z dala od niebezpiecznego towarzystwa. Krótko mówiąc, są bohaterami!

Za rogiem dotarliśmy do nowej asfaltowej drogi między dwoma wysokimi budynkami, ale tutaj był kwietnik o długości mniejszej niż trzy metry otoczony wysoką siatką.

"To ogród różany mojego ojca" - powiedział Ahmed z dumą.

Kiedy zbliżyłem się do siatki, zobaczyłem niezliczoną liczbę róż o różnych kolorach i pocieszającym pięknie pośród całej tej szarości: te róże umieszczone tam były tak wyrwane z kontekstu, a jednocześnie tak odpowiednie w miejscu, które zostało zaprojektowane bez kontemplacji natury, koloru i piękna.

Starszy mężczyzna wychylił się na balkon, musiało to być czwarte piętro, ale zaczął komunikować się bez pomocy domofonu, po prostu krzycząc. I chociaż nie rozumiałem, co mówi, przez chwilę ten gest sprawił, że poczułem się jak w domu, w Neapolu!

"To mój ojciec, powiedział, że muszę coś zrobić", poinformował mnie Ahmed.

Mężczyzna na balkonie uśmiechnął się, a Ahmed wszedł do miniaturowego ogrodu różanego przez małą prowizoryczną furtkę i wyszedł z różą.

"To dla ciebie, od mojego ojca".

Mężczyzna z balkonu wciąż się do mnie uśmiechał i coś mówił, a ja z całych sił gestykulowałam, dziękując mu raz za razem. Podążając za Ahmedem, oddaliłam się od ogrodu różanego z tym pięknym kwiatem w dłoniach i przez chwilę poczułam się winna, że zabrałam coś tak pięknego z miejsca, które tak bardzo tego potrzebowało.

Dotarliśmy do buldożera na skraju brukowanego podjazdu, takiego jak inne, a Ahmet ogłosił, że to właśnie tam będą nowe miejskie ogrody. Zmrużyłem oczy: "Ale gdzie tutaj?".

Rozejrzałem się i poczułem się jak na środku autostrady, ale bez samochodów.

"Tutaj! Tutaj", nalegał Ahmed, pomagając sobie gestami i uśmiechami, myśląc, że mam trudności ze zrozumieniem go z powodu naszej niezgodności językowej. Nie wiedziałem, co powiedzieć.

Ahmed z pewnością nie był głupcem, chciałem mu zaufać, ale tak naprawdę nie miałem wystarczającej pewności siebie i perspektywy. Oczywiście podobał mi się pomysł: tworzenie zielonych przestrzeni pośród tej szarości, wyciąganie ludzi z domu do ogrodów, dawanie im możliwości uprawy żywności i kontaktu z ziemią, mnożenie małych oaz piękna w tym ponurym krajobrazie.Ale nie mogłem zrozumieć, jak mogliby to zrobić, od czego zacząć.

Ahmed musiał zrozumieć moje zdziwienie: "Teraz ci pokażę", powiedział, dzwoniąc do swojego przyjaciela Maxa.

Max dołączył do nas kilka minut później: jest byłym bokserem, masywnym, dużym facetem, niesamowicie uprzejmym i uśmiechniętym, z łagodnością nieprzystającą do jego fizyczności! On i Ahmed przywitali się czule, przedstawiliśmy się sobie, a następnie dwaj przyjaciele poprowadzili mnie do końca podjazdu, na skraju dzielnicy, tuż przy granicy z torami szybkiej kolei.

Zobacz też: Sadzenie cukinii w czerwcu się opłaca! Oto dlaczego

A tam, na ogrodzeniu, prowadzili przez małe drzwi... To było takie surrealistyczne, dokąd mogą prowadzić drzwi na skraju dzielnicy pośrodku niczego!

Zobacz też: Jakiej ziemi doniczkowej użyć w rozsadniku?

Te drzwi są do dziś Jeden z najbardziej niesamowitych progów, jakie kiedykolwiek przekroczyłem! Dało mi to dostęp do jednego z najpiękniejszych miejskich ogrodów, jakie kiedykolwiek widziałem. Wykorzystując nachylenie w kierunku torów i fizyczność Maxa, niewielki obszar został tarasowany, aby zrobić miejsce na ogród warzywny.

Tutaj zaczęli uprawiać wszelkiego rodzaju rośliny, aż wpadli na pomysł, aby przyjaciele i krewni wysyłali im nasiona z Algierii, kraju pochodzenia Maxa i Ahmeda, aby delektować się zapomnianymi smakami zupełnie nieznanymi ich dzieciom, które urodziły się i wychowały we Francji.

Pośród zadbanych i przywiązanych sadzonek, kukiełki i małe flagi rozjaśniały, jeśli to możliwe, tę czarującą małą oazę jeszcze bardziej. Na najwyższym tarasie zbudowano małe schronienie przed słońcem z drewna i trzciny. Pośrodku tego schronienia umieszczono tablicę z płaskorzeźbą: Don Kichot i Sancho Pansa przed wiatrakiem...

Tutaj zaimprowizowaliśmy sesję wymiany nasion, najlepszą jaką pamiętam, w której podarowałem pomidory Vesuvius i otrzymałem w prezencie pustynne papryczki chilli.

Ten mały ogródek warzywny, z widokiem na pędzące z pełną prędkością pociągi, nauczył mnie wiele o sensie uprawy w mieście i robienia tego w każdych, nawet najmniej sprzyjających i wskazanych warunkach.

Opustoszenie, które otaczało tę małą oazę, w której spędziłem jedno z najbardziej pamiętnych popołudni w moim życiu, sprawiło, że świeciła jeszcze jaśniej. W tak ekstremalnym miejscu wyraźnie dostrzegłem pilną potrzebę stworzenia jak największej liczby oaz, aby zjednoczyć ludzi, dbać o ziemię i dbać o społeczność.

I chociaż istnieje wiele sposobów i miejsc, w których można dbać o innych, moim zdaniem istnieje tylko jeden, w którym można jednocześnie dbać o innych i ziemię, uznając, że należy się do szerszego kontekstu, który możemy nazwać Naturą: ogród warzywny .

Nie trzeba mieszkać w Font Vert, by odczuwać tę potrzebę i choć wiem, że żyję w uprzywilejowanym kontekście w porównaniu z tamtym miejscem, przypominanie sobie, że ta potrzeba żyje każdego dnia i w każdym miejscu, to róża ojca Ahmeda, której wciąż zazdrośnie strzegę na moim stoliku nocnym.

Artykuł i zdjęcia autorstwa Mariny Ferrary, autorki książki L'Orto Sinergico

Przeczytaj poprzedni rozdział

PRZEWODNIK PO SYNERGICZNYM OGRODZIE

Ronald Anderson

Ronald Anderson jest zapalonym ogrodnikiem i kucharzem, ze szczególnym zamiłowaniem do uprawy własnych świeżych produktów w swoim ogródku kuchennym. Zajmuje się ogrodnictwem od ponad 20 lat i ma bogatą wiedzę na temat uprawy warzyw, ziół i owoców. Ronald jest znanym blogerem i autorem, dzielącym się swoją wiedzą na swoim popularnym blogu Kitchen Garden To Grow. Jest zaangażowany w nauczanie ludzi o radościach z ogrodnictwa i o tym, jak uprawiać własną świeżą, zdrową żywność. Ronald jest również wyszkolonym szefem kuchni i uwielbia eksperymentować z nowymi przepisami, korzystając z własnych zbiorów. Jest orędownikiem zrównoważonego życia i wierzy, że każdy może skorzystać na posiadaniu ogródka przydomowego. Kiedy Ronald nie zajmuje się uprawą roślin ani nie przygotowuje burzy, można go spotkać na spacerze lub biwakowaniu na łonie natury.